w takim dziwnym nastroju. Ostanie sceny i słowa bohaterki... I nagle koniec. I... taki dziwne osłupienie, poczucie osamotnienia, że coś się skończyło, coś ważnego. Doświadczyliście czegoś takiego? Jest to chyba pierwszy film który wywarł we mnie takie uczucie. Bywało kiedyś, że siedziałam jeszcze długo i gapiłam się w napisy końcowe, ale nigdy nie było to tak długotrwałe i mocne jak teraz.
Jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem Szeptów i krzyków. Ta bergmanowska atmosfera, oszczędność słów, gestów, kolorystyka obrazu. To wszystko tak wdarło się do mojej głowy. Myślę, że długo nie zapomnę tego filmu...
A co było najgorsze: odnalazłam w Karin swoje cechy. Tylko, że nie wiem, czy potrafię je zmienić.
Dla mnie arcydzieło, które szczególnego sensu nabrało po przeczytaniu "Trzech dzienników", bo jak to u Bergmana, okazuje się, że nawet fabularny fałsz zawsze znajdzie ujście do rzeczywistego świata. Film, który wrył się do mojej podświadomości na zawsze, a z każdym kolejnym oglądaniem staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Bo tak bardzo boli...
Tak film jest ciężki, ale naturalistyczny aż do bólu. Na szczęście ma dodające otuchy zakończenie.
Wg mnie zakończenie wcale nie jest optymistyczne. Ta chwila szczęścia była ułudą, tak jak mówiła Karin- wszystko to kłamstwo. To było udawane, nieprawdziwe. Pod spodem każda z sióstr nadal była taka sama.
Faktycznie film daje dużo do myślenia...Bergman jest mistrzem w przedstawianiu uczuć, do tego to genialne aktorstwo. Moim zdaniem "Szepty i krzyki" świetnie ukazują jak straszliwa może być samotność, jakie wielkie cierpienie wywołuje. Widać również jak ważne są szczere rozmowy, że nie warto czasem skrywać swych uczuć.
Po obejrzeniu filmu wciąż myślę o tej samotności...;D W którym momencie zaczyna być nie do zniesienia? Kiedy zaczyna niszczyć człowieka? I przede wszystkim jak się przed nią uchronić...Jak z nią walczyć?Czy w pewnym momencie nie jest już na to za późno?Może człowiek staje się na tyle zgorzkniały, zamknięty w sobie i bojący się życia, że już nic ani nikt nie jest w stanie mu pomóc...
Myślę, że Anna straciła ukochaną osobę (córkę) co uczyniło ją samotna, jednak starała się walczyć z samotnością, szukając w pozornie obcej osobie to za czym tęskni...Ale co zrobi teraz po śmierci Agnes???????? Będzie poszukiwać kolejnej osoby, którą będzie mogła obdarzyć matczyną miłością? Czy ucieczka od samotności jest w ogóle możliwa?
a ta samotnosc powstaje wlasnie przez niewyrazanie wlasnych uczuc...
ktorych wedlug mnie nigdy nie warto skrywac, tylko zze to cholernie trudne. Karin byla z tego zupelnie wyprana, miala chwile przeblysku ale bardzo sie tego przestraszyla i znowu zamknela...
jedynie agnieszka zdawala sie byc sercem calego rodzenstwa ale bardzo cierpiala przez chorobe...
jakby jej siostry kojarzyly uczucia z cierpieniem i zamkney sie na nie zupelnie... baly sie ?
straszne i odrazajace meskie postacie - wyprane zz tych uczuc jeszcze bardziej niz karin... ksiadz i maz karin... po prostu czuc lodem... okropne...
calosc w epoce wiktorianskiej ktora sie wlasnie cechowala takim brakiem wyrazania uczuc i kultem umyslu...
taak bergman jest mistrzem w pokazywaniu uczuc ( tutaj niby skrywanych ale klebiacych sie w bohaterkach pod gigantycznym cisnieniem )...
nawet tak sobie teraz mysle ta scena kiedy karin sie rozbiera - tyle roznych warstw, tyle krepujacych zasad, i regul
nie wiem tylko o co chodzi z ta masturbacja szklem?
bardzo poruszajacy film...
bardzo
W odpowiedzi na ostatnie pytanie - chodzi o to, że Karin mimo długoletniego małżeństwa nadal pozostawała dziewicą, żyła w tzw. "białym małżeństwie", a sama scena ukazuje, że dokonuje ona defloracji w obecności męża, jako objaw własnej frustracji spowodowanej z faktu niezaspokojenia nie tylko emocjonalnego, ale także seksualnego. Tak ja to rozumuję:)
Skąd takie przypuszczenie? Gdzieś to przeczytałeś czy po prostu tak to odczuwasz? Mi na myśl nasunęła się zupełnie inna interpretacja.
Moim zdaniem kluczowe znaczenie ma scena kolacji, w której wyraźnie da się zauważyć brak jakiejkolwiek głębszej relacji między Karin i jej mężem. Cała ich rozmowa sprowadza się jedynie do mało istotnych półsłówek i odburknięć. Scena obnaża charakter ich małżeństwa. Nie są szczęśliwi a już na pewno nie darzą się żadnym uczuciem. Karin na okrągło powtarza jedno zdanie: „To wszystko kłamstwo… to wszystko kłamstwo (…)” Prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że ich związek jest sztuczny, fałszywy – i zupełnie jak w jej relacjach z siostrami, stwarza tylko pozory harmonii. Mąż swoją pozorowaną miłość do żony sprowadza wyłącznie do fizycznego aktu seksualnego. Widzimy, że nie dba o uczucia żony.
Karin ma tego dość, dlatego decyduje się na ten dość „desperacki” czyn. Popychana nienawiścią do małżonka i obrzydzeniem do samej siebie, z ironią na twarzy postanawia unaocznić mu powierzchowność ich związku. Szpeci tą jedyną część siebie, na której całkowicie opierało się ich „chore małżeństwo”.
Interpretuję to mniej więcej tak samo. Dla mnie ich małżeństwo pozbawione jest jakichkolwiek emocji, więc ona w tym desperackim czynie robi coś na tyle szalonego i absurdalnego, aby wywołać w mężu (w nich obojgu?) jakiekolwiek emocje, żeby wiedzieć, że jeszcze coś potrafi poczuć, że nie jest martwa, pochowana za życia. (Czasami osoby, które się samookaleczają mówią, że wtedy wiedzą, że żyją, że chcą poczuć cokolwiek.)
dostrzegam w Karin siebie... i to bardzo mocno...
strach przed zbliżeniem się... otworzeniem emocji na drugiego człowieka... i gdy już to się udaje, gdy lody zostają przełamane... odrzucenie... - to boli, bardzo mocno boli... od wewnątrz, choć twarz pozostaje bez wyrazu.
swoją drogą twarze to "bergamnowska obsesja" - studium twarzy... poruszające.
masturbacja szkłem?? - moim zdaniem: seks sprawia, że emocje zostają uwalniane, że trudno nad nimi zapanować. Jeśli bohaterka sama sobie sprawia ból w tej dziedzinie, może to oznaczać pragnienie uwolnienia siebie samej od skrywanych i tłumionych emocji. Zwykła masturbacja może nie wystarczyć, aby tak mocno tłumione emocje uzewnętrzniły się - potrzebne jest extremum, w tym przypadku szkło. Dobrze jest pamiętać skąd się to szkło wzięło - kolacja z mężem, brak emocji, pustka... pomiędzy tą kolacyjną pustką, a oziębłością w łóżku (tak sobie dointerpretowałam) - krótka chwila emocji... chociaż nie były one aż tak bardzo uzewnętrznione i gwałtowne...
Anna
nie przelała uczuć z córki na Agnes
Anna zaakceptowała śmierć swojej córeczki,tęskni za nią ale ufa, że jakaś wyższa siła (Bóg)
z jakiegoś ważnego powodu tak zdecydowała.
Anna jest służącą pokora nie jest jej obca - pokora wobec ludzi, człowieka, Boga
ta pokora pozwala jej brać życie takim jakie jest godzić się na rzeczy, których nie może zmienić a przez to ocalić siebie