Czytam wypowiedzi, jak mniemam dużo młodszych ode mnie kobiet i mężczyzn, i tak mi żal. Nie musicie się nikomu podobać, wiecie? Ani się dostosowywać. Ani być wyjątkowi. Ani żyć tak, żeby inny byli z Was zadowoleni. Dlaczego to piszę? Bo te uwagi krytyczne, że głowna bohaterka gorszy, że jest irytująca, że nie można patrze na tę jej skrzywioną minę. A czy zadaliście sobie pytanie, dlaczego? Bo właśnie ma prawo nie chcieć być taka, jaką ją chcę Robert. Alicja widzi go takim, jaki jest. Zadufanego niby-buntownika, któremu trzeba jak dziecku tłumaczyć, że ona nie chce jeść i iść na koncert, bo on mężczyzna wie lepiej, czego głupiutka "słodka blondynka" chce. Dorosłego chłopca, który pluje ojcu w twarz, a potem żałośnie prosi o pomoc. Ona ma prawo być na NIE. Walczyć o siebie. Nie chcieć być niczyją zabawką, tresowaną małpką. Ale młode dziewczyny piszą: " BOZE, JAKA ONA IRYTUJĄCA!" Taką mamy świadomość społeczną właśnie. Taki szacunek do siebie. Ech...
Mógłbym napisać: oj, czemu Pani jest tak krytyczna w stosunku do tego faceta? On ma prawo być zadufanym niby-buntownikiem. Mam wrażenie, że Pani nie odróżnia postaci filmowej od rzeczywistej osoby. Ludzie oceniają niezbyt ciekawie napisaną przez scenarzystę postać, która jest wiecznie skrzywiona i ciągle się obraża. Nie wiadomo, co bohater w niej widzi - to nie zostało pokazane. Powtarzam, to zastrzeżenia do filmu, scenariusza, postaci. Tak jak Pani negatywnie oceniła bohatera, tak inni negatywnie oceniają bohaterkę.