Lubię przegadane filmy, nie mierzi mnie specjanie brak akcji i niespieszne tempo w jakim toczy się fabuła filmu. Pod warunkiem, ze film ma dialogi, ktore przyprawiają o opad szczeny w dol, inaczej jet to tylko paplanie bez ładu i składu z ktorego chciałoby się wyniesc cos wiecej, ale no nie da się jakos. Film obejrzałam z polecenia jako fanka przegadanych scenariuszy. Ale spotkało mnie małe rozczarowanie (małe z racji tego, ze nie ekscytuję się filmami uznanymi za wielkie przez "znawcow", bo juz wiele razy nie zgadzałam się z ich ocenami).W tym filmie, ktory notabene jest moim pierwszym filmem Jarmusha, dialogi były po prostu mało interesujace w większości scenek. Na uwagę zasługuje epizod z Cate Blanchett i epizod z tymi dwoma aktorami (nie pamiętam nazwisk). Reszta powiewała nudą
Nie pije kawy, nie palę papierosów, a wiem dokładnie, że właśnie przy tychże używkach rozmawia się o niczym. O przysłowiowej dupie Maryni, jak jej było na imię. Rozumiesz? Cały fenomen tego filmu polega na tym, że nie ma fenomenu? Są proste gadki o wszystkim i o niczym. Miało nie być nawet pełnej wersji Kawy i papierosów, nagrywali to przez wiele lat ( z tego co czytałem) tylko krótkie epizody, które zostały posklejane i zrobione w pełnometrażowy film. Postaraj sobie wyobrazić siebie z koleżankami przy winie, jak nie raz, nie dwa rozmawialiście o niczym. Styl Jarmusha tak jest, dla jednego nudny dla drugiego to będzie seans pełen kofeiny i nikotyny.